Wyjazdowe all inclusive. Cidry z wizytą w Jaworznie.

Sobotnie poranne dywagacje powoli weszły nam w krew! Nie inaczej było 7 maja. A cóż to była za sobota! Nasz święty Ruch podejmował Szczakowiankę w Jaworznie. Trudno opisywać kibicowską otoczkę, gdyż na temat naszych wzajemnych relacji powiedziano już chyba wszystko. Prowadzimy krótką, acz treściwą mobilizację i w niespełna 70 osób wyruszamy w autokarowy rejs do Jaworzna - kibicowskiego kotła wszelkich możliwych fan clubów, gdzie nadal spotkać można kibiców lokalnej Victorii i Szczakowianki.
Co ciekawe pakujemy się do jednego autokaru i podróżujemy w
przepełnieniu, niczym autobus linii M3 w godzinach szczytu.
Ludzie stoją lub siedzą w przejściu. Towarzyska śmietanka testuje browarki i inne specjały, pojawiają się charakterystyczne okrzyki, kwintesencja soboty meczowej - to jest właśnie nasz świat.
Przód dyskutuje o sytuacji geopolitycznej i ekonomicznej na świecie i w kraju, z tyłu natomiast podejmowane są erotyczne i melanżowe przechwałki z mijającej majówki. Taka charakterystyka mieszanki towarzyskiej.
Po osiągnięciu zamierzonej destynacji psiarnia szaleje właściwie od momentu otwarcia się drzwi busa, sypią się mandaty, a szczekającemu stadu przewodniczy jakiś jebany siwy i pomarszczony jak pies rasy Shar Pei milicjant, który od co najmniej kilku lat powinien być na emeryturze i dorabiać jako cieć w Dino.
Ludzie stoją lub siedzą w przejściu. Towarzyska śmietanka testuje browarki i inne specjały, pojawiają się charakterystyczne okrzyki, kwintesencja soboty meczowej - to jest właśnie nasz świat.
Przód dyskutuje o sytuacji geopolitycznej i ekonomicznej na świecie i w kraju, z tyłu natomiast podejmowane są erotyczne i melanżowe przechwałki z mijającej majówki. Taka charakterystyka mieszanki towarzyskiej.
Po osiągnięciu zamierzonej destynacji psiarnia szaleje właściwie od momentu otwarcia się drzwi busa, sypią się mandaty, a szczekającemu stadu przewodniczy jakiś jebany siwy i pomarszczony jak pies rasy Shar Pei milicjant, który od co najmniej kilku lat powinien być na emeryturze i dorabiać jako cieć w Dino.
Po krótkich przepychankach słownych docieramy pod bramę sektora
gości. Tutaj szok. Mamy zebrać pełną kwotę za wjazdówę, gdyż organizator
nie przewidział dla nas stanowiska kasowego.

Wyżej wymienioną decyzję
kwitujemy śmiechem i organizujemy spacer po bilety w stronę kas dla
gospodarzy, którą na kilkanaście minut całkowicie blokujemy. Należy
wspomnieć, że na stadionie miejskim w Jaworznie po raz pierwszy w
naszej historii drukowane nam są paragony i to z pieczątką ... Lewiatana.
Klasycznych biletów nie ma. Ot ciekawostka.
Wracamy na sektor gości, sprawne wejście.
W przeciwieństwie do gospodarzy solidnie flagujemy płot zajętego sektora. Od pierwszych minut ruszamy z dobrym dopingiem i uszczypliwym napierdalaniem werbalnym w miejscowych.
Tych zbiera się około 25-30 głów (alternatywnie półgłówków, gdyż na żadną z zaczepek nie potrafią odpowiedzieć w kreatywny sposób, rzucając stare, odgrzewane kibolskie kotlety.
Gdyby wysłać ich jako reprezentację narodu na Eurowizję z pewnością zaśpiewaliby Kolorowe Jarmarki Maryli Rodowicz.
Na murawie horror. Wygrywamy. Przegrywamy. Remisujemy.

Aktywnie i
chóralnie wspieramy naszych grajków, by finalnie wyciągnąć zwycięstwo w
ostatnich minutach meczu i wyjść na 3-4.

Wracamy na sektor gości, sprawne wejście.
W przeciwieństwie do gospodarzy solidnie flagujemy płot zajętego sektora. Od pierwszych minut ruszamy z dobrym dopingiem i uszczypliwym napierdalaniem werbalnym w miejscowych.
Tych zbiera się około 25-30 głów (alternatywnie półgłówków, gdyż na żadną z zaczepek nie potrafią odpowiedzieć w kreatywny sposób, rzucając stare, odgrzewane kibolskie kotlety.
Gdyby wysłać ich jako reprezentację narodu na Eurowizję z pewnością zaśpiewaliby Kolorowe Jarmarki Maryli Rodowicz.
Na murawie horror. Wygrywamy. Przegrywamy. Remisujemy.

Euforia w sektorze, darcie
mordy, szarpanie płotu, zbijanie pion. Właśnie dla takich chwil warto
żyć i jeździć na wyjazdy za swoją drużyną!
Dziękujemy piłkarzom i odśpiewujemy sto lat na cześć najmłodszego osobnika żółto - czarnej rodziny, czyli kolejnego potomka naszego kapitana i wychowanka - Marcina Trzcionki.
Do Radzionkowa wracamy w możliwie najlepszych nastrojach bez specjalnych przygód.
Rozchodzimy się po mieście, a w niektórych zakątkach balet pomeczowy trwa do świtu.
Puentując - za nami zdecydowanie jeden z najlepszych wyjazdów ostatnich lat. Niezła jak na obecne czasy liczba, dobry doping prowadzony z asystą bębna, korzystny wynik, utarczki słowne z rywalami, wszystko to co wspomina się po latach przy wódeczce i kiszonych ogóreczkach.
Bracia i siostry - w najbliższą sobotę widzimy się na Knosały, gdzie przyjdzie nam podjąć Katowicką Podlesiankę!
Zróbmy to co do nas należy. Sami wiecie. Ave Cidry!

P.
Dziękujemy piłkarzom i odśpiewujemy sto lat na cześć najmłodszego osobnika żółto - czarnej rodziny, czyli kolejnego potomka naszego kapitana i wychowanka - Marcina Trzcionki.
Do Radzionkowa wracamy w możliwie najlepszych nastrojach bez specjalnych przygód.
Rozchodzimy się po mieście, a w niektórych zakątkach balet pomeczowy trwa do świtu.
Puentując - za nami zdecydowanie jeden z najlepszych wyjazdów ostatnich lat. Niezła jak na obecne czasy liczba, dobry doping prowadzony z asystą bębna, korzystny wynik, utarczki słowne z rywalami, wszystko to co wspomina się po latach przy wódeczce i kiszonych ogóreczkach.
Bracia i siostry - w najbliższą sobotę widzimy się na Knosały, gdzie przyjdzie nam podjąć Katowicką Podlesiankę!
Zróbmy to co do nas należy. Sami wiecie. Ave Cidry!

P.
Dodane: 2022-05-12